Kilka tygodni temu sportowy świat w Kobyłce zelektryzowała wiadomość o dymisji Ewy Jaźwińskiej z zarządu klubu sportowego Wicher Kobyłka. I niestety wydaje się, że to tylko wierzchołek góry problemów, do których doprowadził obecny zarząd MKS Wicher. Świadczyć może o tym fakt zwołania piątego (sic!) walnego zebrania zarządu klubu w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Rozwiązania problemów nadal nie widać.
Ten materiał ukazuje mechanizm upadku dobrze działającego klubu sportowego i przenikania lokalnej polityki w struktury, do których nigdy przeniknąć nie powinna. Z racji długości wywiadu i mnogości poruszanych kwestii podzieliłem wywiad na dwie części. Ale do rzeczy. Z Piotrem Szulcem, poprzednim prezesem zarządu MKS Wicher Kobyłka, obecnym dyrektorem OSiR Huragan w Wołominie, rozmawia Jakub Rydlewski.
Był Pan prezesem klubu sportowego Wicher Kobyłka.
Tak, pełniłem tę funkcję od stycznia 2008 roku do stycznia 2012. Do września 2012 roku byłem wiceprezesem zarządu i prezesem autonomicznej sekcji piłki siatkowej.
Co to był za twór?
Zarząd klubu pod moim kierownictwem wymyślił narzędzia niezbędne do rozwoju sekcji. Wiadomo, że pieniędzy brakuje, a my stworzyliśmy rozwiązanie na wzór europejskich klubów sportowych. To znaczy, że startujemy pod jedną marką, jako jeden klub, ale każda sekcja jest autonomiczna, samofinansująca i samo stanowiąca. Występujemy jako klub do jednostek samorządu terytorialnego o dotacje, natomiast dodatkowo każda sekcja może pozyskiwać środki na swoją działalność. To był strzał w dziesiątkę, który potem chciano zlikwidować.
Za Pana kadencji klub przeszedł największą modernizację.
Grałem zawodowo w siatkówkę 13 lat, skończyłem studia na kierunku zarządzanie i marketing w polsko – angielskiej szkole , byłem członkiem zarządu w innych klubach. Znam więc działalność klubu w wielu obszarach: po pierwsze jako zawodnik, po drugie jako trener, po trzecie jako menadżer i po czwarte jako prezes. Dokonałem kilku podstawowych dla funkcjonowania klubu zmian, m.in. wprowadziliśmy pakiet sponsorski, gdzie pozyskiwaliśmy środki finansowe od prywatnych przedsiębiorców, założyliśmy profesjonalną stronę internetową, aby ułatwić komunikację z otoczeniem. A jaka jest obecnie? Proszę zobaczyć – to jakby cofnąć się przynajmniej pięć lat. Zmiany zaszły również na polu współpracy z trenerami. To wszystko się udało. Zaczęliśmy egzekwować składki, wyjeżdżaliśmy na obozy sportowe. Jednym słowem robiliśmy dużo więcej niż mogliśmy za przyznane wtedy środki. Pamiętajmy, że klub sportowy Wicher tak naprawdę nie miał siedziby, bo czy barak naprawdę można nazwać siedzibą? I tak udało się doprowadzić do sytuacji, w której mogliśmy korzystać z lokalu w Miejskim Ośrodku Kultury, co było dużym plusem choćby dla rodziców, którzy zapisywali swoje dzieci do klubu.
Szybko pojawiły się wyniki sportowe?
Tak, bardzo szybko. Ale to również dlatego, że wprowadziliśmy nowe strategie, związane m.in. ze sportami powszechnie uważanymi za niszowe jak np. wyciskanie sztangi leżąc. Jeżeli mamy wybitnych szkoleniowców (Stanisław Bielewicz) i zawodników, którzy mają szansę dojść na wyżyny sportowe, to w nich inwestujemy. Takim przykładem jest reprezentant Polski Bogusław Waszczuk – mistrz świata z Kobyłki, wielokrotny mistrz kraju. Wszystko jest kwestią kryteriów – trzeba przeprowadzić analizę, na co nas stać i do czego dążymy. Młodzi piłkarze trenera Jana Wojtłowskiego zdobyli mistrzostwo Mazowsza. Udało się również założyć sekcję siatkówki. Olbrzymią pracę włożył Piotr Szymanowski, który w roku ubiegłym osiągnął największy sukces w sportach zespołowych w historii Kobyłki, mianowicie zajął czwarte miejsce w mistrzostwach Polski młodzików w siatkówce. Ta dyscyplina jest na bardzo wysokim poziomie w kraju. W finale wyprzedziliśmy takie miasta z tradycjami siatkarskimi jak Radom, Częstochowa, Łódź czy Kędzierzyn Koźle. Zespół MKS Wicher Kobyłka był sensacją finału mistrzostw Polski. Proszę sobie wyobrazić, że do dnia dzisiejszego nikt trenerowi, rodzicom nawet nie pogratulował, nikt nie zaprosił tych chłopaków, którzy tyle wysiłku i poświęcenia włożyli w treningi. Burmistrz Roguski zaprasza do urzędu miasta osoby o wątpliwych sukcesach sportowych, bardziej hobbystów, natomiast dwukrotnym brązowym medalistom mistrzostw Mazowsza, czwartej drużynie w Polsce nikt nawet nie powiedział „dziękuję”.
Co teraz robi pan Piotr Szymanowski?
Jest trenerem seniorów w Huraganie Wołomin, awansowaliśmy do II ligi w obecnym sezonie. Wybitny trener i były bardzo dobry zawodnik, m.in. zdobywca dwóch pucharów Polski seniorów.
Co więc stało się we wrześniu 2012 roku, że powoli był Pan odsuwany od klubu?
Po pierwsze wygrałem konkurs na dyrektora OSiR Huragan w Wołominie. Po drugie wydaje mi się, że rozwój klubu przerósł jego możliwości. Pamiętajmy, że sport kosztuje – jeżeli chcemy wychować mistrzów czy reprezentantów Polski, to za tym musi iść finansowanie z urzędu. A tego niestety nie było, było szukanie oszczędności. Rozumieliśmy, że Kobyłka jest na progu zadłużenia, ale wiedzieliśmy, że miasto stać chociaż na finansowanie na podobnym poziomie jak za kadencji burmistrza Jakubowskiego. Wcześniej zaadaptowaliśmy sekcję Grzegorza Engela, więc wydawało się logiczne, że finansowanie klubu powinno wzrosnąć a na pewno nie zmniejszy się. Przecież to świetni zawodnicy i reprezentanci Polski. Grzesiek jest pasjonatem, podobnie zresztą jak ludzie we wszystkich innych sekcjach. Ten klub istnieje tylko dlatego, że działają w nim pasjonaci. Jeżeli ich zabraknie, to wtedy będziemy mogli powiedzieć o śmierci klubu. Oczywiście on fizycznie może będzie nadal istniał, ale jako TKKF, bardzo amatorski, ale nie będzie to już klub z prawdziwego zdarzenia.
Ale wróćmy do pamiętnego września.
Wszystko zaczęło się od przygotowanej przeze mnie strategii rozwoju sportu dla Kobyłki, którą po drobnych poprawkach przyjęła Rada Sportu w Kobyłce, której byłem członkiem. W tym dokumencie znalazły się cele i założenia, ale żeby móc je realizować trzeba było zainwestować w infrastrukturę sportową. Mówiliśmy wtedy m.in. o pełnowymiarowym boisku piłkarskim i zapleczu sportowym na Wichrze, hali sportowej przy ZS nr 3. Inwestycje o których mowa miały służyć nie tylko klubowi ale całej społeczności Kobyłki. Nie może być takie zaplecze, jakie dziś widzimy na tablicy przy ul. Napoleona, ponieważ nie spełnia obecnie podstawowych kryteriów. Zarząd klubu zaaprobował projekt tylko dlatego, że budowa miała rozpocząć się pod koniec roku czyli trzy lata temu. Niestety, nic nie zrobiono. Dziś ten projekt jest już nieaktualny, więc pieniądze wydane na projekt poszły do kosza. Z zarządem klubu wymyśliliśmy rozwiązania jak sfinansować tą inwestycję, która w założeniu miała służyć wszystkim mieszkańcom Kobyłki w ramach partnerstwa publiczno – prywatnego lub tzw. „trzeciej strony finansującej”. Na parterze miało być zaplecze sportowe z siłownią i odnową biologiczną, na piętrze pawilony handlowo – usługowe. Pomysł był naprawdę dobry, ale może zbyt odważny dla władzy w Kobyłce? Sytuacja przestała być komfortowa, ponieważ wiele obiecywano, a nic nie robiono. Z roku na rok strategia rozwoju sportu nie była realizowana, chociaż klub się rozwijał. To sprawiło, że nie widziałem już perspektyw na dalszą współpracę z burmistrzem.
Żeby utrzymać płynność zarządzania w Wichrze zostałem wiceprezesem klubu w styczniu 2012 r., ale zaczęto z dnia na dzień likwidować rozwiązania, które wspólnie z poprzednim zarządem wypracowaliśmy prze lata doświadczeń a które były dobre dla klubu. Podjęto działania z którymi nie mogłem się zgodzić. Definitywnie razem z pozostałymi członkami zarządu – Eugeniuszem i Dawidem Topczewskimi, Jarkiem Dąbrowskim, Jurkiem Ostrowskim zrezygnowaliśmy we wrześniu 2012 r.
Skoro odnosił Pan z klubem coraz większe sukcesy, coraz więcej młodzieży z Kobyłki zapisywało się do Wichru, posiada Pan doskonałe kompetencje i przygotował Pan gotowy plan pozyskiwania środków finansowych na dalszy rozwój klubu z zewnątrz, to czego jeszcze wymagał burmistrz Roguski?
Chcieliśmy zmienić reguły funkcjonowania klubu. Chodziło przede wszystkim o drużynę seniorów piłki nożnej. Ja uważałem i uważam do dziś, że to nie był priorytet. Oczywiście, jest to ważny element szkolenia sportowego, ale nie może być priorytetem, którym powinno być szkolenie dzieci i młodzieży. Tego z różnych przyczyn nie chciano zaakceptować.
.Jakie działania? Co likwidowano i kto za tym stał?
Mówię tu o zmianach formalnych. Na koniec działalności zmieniliśmy statut klubu, który mówi o autonomicznych sekcjach, w tym o usprawnieniu przepływów finansowych. Tym samym ograniczyliśmy pole konfliktu, bo pieniądze z urzędu były jedne, ale każdy mógł starać się o dodatkowe finansowanie dla swojej sekcji. Potem usłyszałem, że to były złe rozwiązania, lepiej byłoby wrzucić pieniądze do jednego worka i potem je dzielić, bo przecież wszyscy sobie ufamy… To świadczy o kompletnej nieznajomości sportu. Świadczy też o tym, że miasto nie jest zainteresowane dobrymi wynikami sportowymi. Za bardzo klub się rozwinął – więc może trzeba go „wystudzić”? Tak to wygląda z boku. Jest jeszcze jeden problem, o którym tu mówimy. Jeżeli do zarządu klubu wchodzą nowe osoby, które nie mają żadnego pojęcia o funkcjonowaniu sportu, to jest to z góry skazane na porażkę. Takim przykładem jest przewodnicząca Rady Miasta pani Ewa Jaźwińska, która miała wiele pomysłów i bardzo chciała się zaangażować, uważała, że wszystko jest takie proste i oczywiste. Na ostatnim zarządzie jeszcze jako wiceprezes powiedziałem, że jeżeli wytrzyma rok, to wtedy porozmawiamy. Niestety, nie udało się. Na ostatnim walnym zebraniu podała się do dymisji, po ośmiu miesiącach pracy dla MKS Wicher.
No właśnie, chciałbym usłyszeć od Pana jak to było z panią Jaźwińską, która na pewno nie posiada chociażby Pańskiego wykształcenia, a tym bardziej doświadczenia sportowego.
No tak, ale pamiętajmy, że w zarządzie mogą i powinni zasiadać różni ludzie. Nie można mierzyć wszystkich do mnie, bo to może być dość trudne.
Ale z jednej strony jest zarząd klubu sportowego, który poprzez lata Pańskiej kadencji dostaje skrzydeł. Widzi Pan sens pracy z dzieciakami i podejmuje Pan decyzję o tym, że seniorska piłka nożna nie jest już na pierwszym planie. Ich piłka nożna.
Dokładnie.
W tym momencie do zarządu wchodzi do zarządu pani Ewa Jaźwińska z workiem nowych pomysłów. Czy te rozwiązania mogły się sprawdzić?
Nie znam tych dobrych pomysłów. Skoro zaczyna się od anulowania korzystnych rozwiązań poprzedniego zarządu to nie wróży to niczego dobrego. Burmistrz przekazał w roku 2012 w ramach konkursu na szkolenie sportowe dzieci i młodzieży – co niektórzy skwitowali śmiechem – 40 tysięcy złotych (redukcja o 50% w stosunku do roku poprzedniego) na wszystkie sekcje a wcześniej rekomendował człowieka na prezesa, pana Artura Rolę. To jest jakiś kiepski żart. Jeżeli mówimy o usprawnianiu sportu, to nie można działać w ten sposób, bo przekreśla się wszystko, co wypracowano wcześniej.
CDN…
{jcomments on}