Dominik Brzuzy – Jędrzejczyk. Od niedawna mieszkaniec Kobyłki. Specjalnie dla czytelników Kobyłcznina.

UDOSTĘPNIJ W:

Urodził się dnia 7 marca 1983 roku w Mrągowie (warm.-maz.). Jest dyplomantem Autorskiej Szkoły Muzyki Rozrywkowej i Jazzu II st. im. Krzysztofa Komedy w Warszawie. Jako młody chłopak był wokalistą, brał udział w festiwalach piosenki dziecięcej “San Pawilon” (1-sza nagroda oraz nagroda publiczności w 1992r.), oraz popularny wówczas telewizyjny program “Tęczowy Music Box”. W wieku dziecięcym uczył się na przeróżnych instrumentach t.j., fortepian, skrzypce, gitara, wiolonczela (szkoła muzyczna Igo stopnia w Mrągowie). Niemniej jednak przez cały ten czas dążył do grania na zestawie perkusyjnym. W końcu, gdy miał lat 13 i dzięki inicjatywie jednego z domów kultury załapał się na parę lekcji gry na perkusji u Janusza Grzywny (Babsztyl, Czerwony Tulipan). Pierwsze sukcesy odniósł z kapelą “GutentaG” (1998-2001) zajmował niejednokrotnie pierwsze miejsca na ogólnopolskich przeglądach zespołów rockowych na całej Warmii i Mazurach (Luz Rock, festiwal w Węgorzewie, Prorock, Morrock, wiele innych). Podsumowaniem tego okresu było nagranie singla promującego płytę “Co Ty na to?” w studio Polskiego Radia Olsztyn pod kierownictwem Ryszarda Szmita. Następnie wyemigrował do Warszawy aby dalej kontynuować rozwój muzyczny oraz kształcić się. Tu ukończył szkołę II st. na perkusji pod bacznym okiem cenionego perkusisty jazzowego pana Bogdana Kulika. Masę wiedzy zaczerpnął również od topowego, polskiego bębniarza Roberta Lutego podczas warsztatów. Obecnie współpracuje: olsztyńska formacja HARLEM, Projekt Warszawiak, Daniel Howorus. Współpracował z zespołem HETMAN (2006-2010), zespołem Blueszcz Blues Band (2008-2010). Jako muzyk sesyjny występował/współpracował m.in: z Ewą Farną, Stachurskym, Robertem Osamem, Marc Bee, Kapitanem NEMO, Julią Hertmanowską, Wojtkiem Kamińskim, Mieczysławem Mazurem, Jolantą Darowną, Lechem Szprotem, Marcinem Rychcikiem, Szkołą Tańców Karaibskich SalsHall Ortodox. Gościł na scenach programów telewizyjnych t.j., “Pytanie na śniadanie”, “Kawa czy Herbata”, Studio TVN “Złote Tarasy”, “Dzień Dobry TVN”, “Tak to leciało”.

 {gallery}2013/nr4/dominik{/gallery}

Kiedy w Twoim polu zainteresowania znalazła się perkusja?

Perkusja była od zawsze. Wywodzę się z bardzo muzykalnej rodziny, moja mama uczyła śpiewu, a tata grał na gitarze basowej i na tym zarabiał. Pamiętam taką sytuację – ojciec zabrał mnie na jakieś granie w dawnych czasach, jechaliśmy syrenką. Pełno ludzi, zespół, a ja widzę na scenie tylko perkusję. W późniejszych czasach było dużo muzyki, którą włączał mi ojciec. Wyobrażałem sobie grę perkusisty i zasypiałem z obrazem gry w bandzie, właśnie na bębnach. Miałem wtedy 5, może 6 lat i marzyłem o grze w zespole. Odkąd pamiętam – był rytm, chociaż może wygląd setu perkusyjnego też swoje zrobił…

Czyli bardzo muzyczne dzieciństwo. A miałeś jakiś ulubionych bohaterów, których pamiętasz z tamtego okresu?

Miałem, a jakże. Na przykład bardzo lubiłem Wojownicze Żółwie Ninja, a moim ulubionym bohaterem był Donatello, ten fioletowy.

Machał kijem…

A widzisz, właśnie. Czyli już wtedy podświadomie wybrałem perkusję.

Potem szkoła muzyczna.

Tak, zresztą za namową mojej mamy. W Mrągowie, skąd pochodzę, nie było klasy perkusji. Wtedy też przechodziłem fascynację różnymi instrumentami. Najpierw gitara, którą kupiła mi na straganie mama, a uczył mnie tata. Do dziś ją mam. A jeszcze wcześniej próbowałem skrzypiec, które kupiłem za swoje pierwsze zarobione z muzyki pieniądze. Ta fascynacja trwała pół roku, a potem koniec. Ale mama cały czas parła na szkołę muzyczną. Ja oczywiście nie chciałem. Któregoś dnia obudziła mnie rano i po prostu zawiozła na przesłuchanie. Do dziś jestem jej za to bardzo wdzięczny. Chciał, nie chciał – pojechałem. Trafiłem do klasy wiolonczeli i uczyłem się tego instrumentu przez trzy kolejne lata. Później dowiedziałem się, że do domu kultury w mojej miejscowości (Piecki, woj. warmińsko – mazurskie), w którym pracowała moja mama, przyjechał niejaki Janusz Grzywna, perkusista m.in. Czerwonego Tulipana i Babsztyla. Ta znajomość trwa do dziś. A wtedy, gdy dowiedziałem się o jego przyjeździe do domu kultury, o tym, że będzie uczył gry na bębnach, zamknąłem oko i lecę… Dostałem trzy lekcje, które zapamiętam do końca życia. Podstawy, które Janusz mi przekazał, przekazuję dziś swoim uczniom. Wtedy założyłem swój pierwszy zespół.

Oprócz tego, że grasz obecnie z różnymi zespołami, to jesteś muzykiem sesyjnym. Czy nie brakuje Ci wtedy grania głośnego, garażowego?

Ja w ogóle nie wiem, czy powinienem nazywać się mianem muzyka sesyjnego. Na pewno posiadam umiejętność przekładu materiału np. z maila na nuty i zagrać bez żadnej próby. Oczywiście jeżeli materiał nie jest mocno skomplikowany aranżacyjnie. Osobiście wolałbym określenie: muzyk koncertowy. A jeżeli chodzi o granie garażowe, to pamiętaj, że grałem w zespole Hetman. Tam mogłem się wyżyć na bębnach, a jednocześnie odbierałem szlify. Teraz jest Harlem, który jest mój i który kocham ponad wszystko. Próby, koncerty i nagrywanie płyty dają mi komfort spełnienia. Ale żyjemy w takich realiach, w których nie można wyżyć z jednego bandu. I stąd sesje różnymi wykonawcami. Tu ważny jest marketing. Założyłem swoją stronę i fanpage na Facebooku, ciągle łapię kontakty. Ale najważniejsze to znać swoją wartość.

Porozmawiajmy o Twoim stylu gry, który moim zdaniem jest specyficzny.

Cieszę się bardzo, bo nieczęsto słyszę takie opinie. Ja swój styl gry ciągle odkrywam.

Twój styl jest już specyficzny, co słychać szczególnie na koncertach Projektu Warszawiak, w którym również grasz. Kreujesz rytm, nie jesteś wyłącznie strażnikiem melodii, nie wsłuchujesz się wyłącznie w gitarę basową, ale słyszysz cały zespół. Nadajesz ton dla śpiewu Łukasza Garlickiego i gry całej kapeli w Projekcie Warszawiak. W czym tkwi Twoja tajemnica?

Trudne pytanie. Gdy nagrywam w studio to nie poszaleję. Muszę uważać, żeby każdy werbel grał równo i żeby nie zagrać za dużo. Koncerty są zupełnie inne. Ale na bębnach trzeba grać przede wszystkim muzycznie. To jest chyba ta tajemnica. Ktoś czasem może mi powiedzieć, że za dużo gram, ale wiem o tym, że słyszę wszystko w kapeli. Bardzo dobrze słyszę, wyłapię każdy fałsz. Irytuje mnie gra z basistami, którzy fałszują, to po prostu kwas. Przez to, że dużo słyszę, próbuję zagrać ze wszystkimi, np. podbiję gitarę na raid, stopkę do klawiszy. Zawsze trzeba być czujnym.

Na koncertach potrafisz uderzyć mocno i gęsto, w studio grasz łagodnie. I przez to kreujesz rzeczywistość muzyczną, zarówno swoją, jak i zespołu, z którym grasz. Dajesz ludziom energię. A kiedy czas na oddech?

Raczej na porządek. Trzeba uważać. Kiedy można poszaleć, to można, ale koncert to nie jest show tylko perkusisty.

Niedawno zmieniłeś stan cywilny i przeprowadziłeś się do Kobyłki. Czy zmiana stylu życia z rock’n’rollowca na męża i głowę rodziny nie okazała się zbyt dużym wstrząsem?

Był taki okres, w którym brakowało mi jam session, przesiadywania na Towarowej w studio, kontaktów z muzykami. To też się odbiło trochę na brak telefonów. Pewnie to przypadek, ale przestój w pracy był. Chociaż często jest tak, że jak masz robotę, to masz jej dużo, a jak nie masz, to siedzisz i sprzątasz dom. Ale teraz już się unormowało.

Zdarza Ci się zagrać tylko dla Twojej żony Ewy?

Tak, ale ona wtedy najczęściej ucieka (śmiech).

W Kobyłce uczysz dzieci gry na perkusji. Ciężko muzykowi być nauczycielem?

To zależy od ucznia. Jeżeli uczeń chce i jest zdyscyplinowany, to spoko. Gorzej jest, gdy trafiamy na typ przeciwstawny. Zazwyczaj staram się dawać jasne informacje zwrotne: albo jesteś dobry, albo nie.

Lubisz uczyć?

Tak, bardzo lubię. Planuję też napisać podręcznik do nauki gry na perkusji. Mam ucznia, który ma 55 lat i prowadzi firmę. Jeżdżę do niego i widzę, jak bardzo jest zapalony. To jest fajne. Mam tez uczniów zapaleńców w wieku 12 – 13 lat, którzy są już jasno ukierunkowani na sukces. Super.

Kiedy płyta z Harlemem?

Już chyba w maju. Materiał jest gotowy, zresztą bardzo dobry. Jeżeli nasze stacje radiowe będą tak miłe i uśmiechną się w stronę polskiej muzyki, to powinno być dobrze. Singiel będzie wybrany lada dzień.

Dzięki za rozmowę.

Jakub Rydlewski

Fot: Urszula Domańska

Źródło: www.drumek.pl

 

{jcomments on}

Updated: 30 czerwca, 2013 — 2:57 pm

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

KOBYŁCZANIN Frontier Theme